środa, 25 września 2013

Every horse has something to teach.......every human has something to learn.

Nie,to nie będzie typowy wpis o dobrym jeździectwie czy o relacjach pomiędzy koniem i jeźdźcem.To będzie trochę nietypowy wpis o tym,czego można się nauczyć od koni.
Do podjęcia tego tematu skłonił mnie pewien ciąg zdarzeń związanych z moim jeździectwem.Ale po kolei.Cofnijmy się do maja br.Zaczęłam wówczas jeździć na pewnej niezwykłej klaczy.Myślałam,że to właśnie ona jest typem konia od którego można się wiele nauczyć.Cierpliwa,doskonale wyszkolona, (prawie)bezwzględnie posłuszna.......To prawda, nauczyłam się od niej wiele.Ale  parę tygodni temu wróciłam do pracy z pewnym wałachem,który pod względem poziomu wytrenowania jest koniem o klasę niższym.Pierwszy raz w życiu miałam serdecznie dosyć Kadryla (tak ma na imię ów wałach).Naprawdę.Po raz pierwszy byłam zła na konia.Byłam przekonana,że nie chce współpracować i utrudnia mi robotę.Pędził gdzieś do przodu,był zdekoncentrowany i sprawiał wrażenie myślącego o wszystkim,tylko nie o tym,o czym powinien.W dodatku stresował mnie,co i rusz wyrywając wodze,buntując się i próbując jeść trawę.Uznałam,że jest okropny i że ja go nie chcę.Zatęskniłam za moją ukochaną klaczą,za grzecznym,skupionym i nie wyrywającym wodzy koniem.Tak jak zawsze dotąd szukałam winy wyłącznie w sobie,tak teraz zrzuciłam na bogu ducha winnego konia całą odpowiedzialność.Myślałam,że skoro z innym koniem sobie radzę,to wina za nieporozumienia leży po stronie tego zwierzęcia z którym mam aktualnie kłopot.Nie rozumiałam jeszcze wtedy jednej rzeczy-że powinnam być mu za to wdzięczna.To przecież nie jego wina,że nikt nie wyszkolił go tak jak Darię (Daria to ta klacz,o której wspominałam wyżej).To nie jego wina,że mnóstwo nieudolnych jeźdźców nie potrafiło mu raz a dobrze zabronić robienia pewnych rzeczy.Dopiero teraz zrozumiałam jedną bardzo ważną rzecz-on też mnie wiele nauczył.Nauczył mnie,że jeździectwo jest sztuką międzygatunkowego porozumienia,które nie zawsze jest łatwe i przyjemne.Nauczył mnie,że łagodność jest skuteczna tylko wówczas,gdy się łączy ze stanowczością.Nauczył mnie,że  lepiej (zarówno dla konia jak i dla jeźdźca) ustalić prawa i obowiązki każdej ze stron raz a porządnie,niż potem się szarpać.Nauczył mnie,że w kontakcie z koniem nie warto popadać w skrajności.Nauczył mnie,że koń jest tylko lustrzanym odbiciem swojego jeźdźca (niby takie proste,a tak łatwo o tym zapomnieć).No i najważniejsza lekcja,której ten zwykły-niezwykły koń mi udzielił.Koń jest tylko tak dobry,jak bardzo wierzy w niego jego jeździec.Niech to zdanie będzie puentą dzisiejszego posta.